Od końca 2004 r. znalazł się już na równi pochyłej - wyrok za handel kradzionymi samochodami, podejrzenia o działanie na szkodę spółek i w efekcie sądowy zakaz prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce (obszedł go zatrudniając w firmach prokurentów, którzy wykonywali jego polecenia). Kiedy firmy bankrutowały i pojawiało się zagrożenie, że wejdzie do nich syndyk, momentalnie - zawsze nocami - wywożono z nich maszyny i wszystko, co było cokolwiek warte. Sam A. zniknął. Ludzie zostali bez pensji. Tematem zajęła się prokuratura.
...
Śledztwo toczy się od 2005 r. Trwa tak długo, ponieważ w wielu przypadkach prokuratura musiała czekać na pomoc prawną z zagranicy. Okazało się, że podlaskie firmy biznesmena były powiązane z innymi - z RPA, Australii, USA, Izraela, Białorusi, Anglii czy Austrii. Raz na przeszkodzie - i to dość długo - stał Główny Urząd Statystyczny, który odmówił pokazania śledczym niektórych dokumentów. Nie pomagały groźby, kary finansowe dla prezesa, a nawet powiadomienie o sprawie premiera. Doszło nawet do próby przeszukania siedziby GUS, ale policja się poddała, bo do sprawdzenia miała 600 pokoi i przepastne archiwa, zbierane od czasów po I wojnie światowej. Pomogła dopiero zmiana prezesa, choć dane i tak uzyskano nie bez kłopotów...
No comments:
Post a Comment